poniedziałek, 22 lipca 2013

World War Z






Wielki powrót na bloga, po ponad roku! Nie wiem, czy na stałe, czy na chwilę - zobaczymy co życie przyniesie.

"World War Z" - nie ukrywam, że czekałem na ten film dobre kilka miesięcy, od czasu zobaczenia pierwszego trailera. Moje oczekiwania i nadzieje rosły wprost proporcjonalnie do zbliżania się premiery. Stosując motyw z "Fight Clubu" zacznę od końca: jestem umiarkowanie zadowolony.

Odnośnie fabuły nie ma co się rozpisywać, gdyż mówiąc wprost jest prosta jak budowa cepa i opiera się na znanych schematach, tak charakterystycznych dla filmów z tej kategorii. Światowa epidemia, miliardy zarażonych i walczące o przetrwanie resztki ludzkości. Z reguły nadziei na wyleczenie zarazy nie ma. A czy w WWZ jest? Przekonajcie się sami.

To co mnie się spodobało, to szybkość przejścia do meritum. Nie było zbędnego pieprzenia w bambus i pierdół, pokazywania sielanki przed zarazą. Praktycznie już w drugiej scenie na ekrany zawitały Zombiaki.
"World War Z" nie jest typowym horrorem - sieczką. Nie ma tu przerażających stworów i scen mrożących krew w żyłach (chociaż kilka na pewno może na jakiś czas podnieść ciśnienie), za to jest kilka bardzo klimatycznych. Myślę, że trzeba zaliczyć to dzieło do gatunku thrilleru akcji.

W poszukiwaniu lekarstwa na zarazę przemierzamy wraz z Bradem Pittem różne terytoria, od Philadelphi i Korei Południowej, po Izrael i deszczową Wielką Brytanię. Ten motyw jest akurat sympatyczny, gdyż z reguły w innych produkcjach z Zombie, prezentowane było hermetyczne środowisko i pokazany niewielki obszar. Ten zabieg może przysporzyć co niektórych o ciary, gdyż pokazuje skalę problemu i to,że w każdym zakątku świata trzeba uważać na to, żeby zęby innych osób nie wylądowały zatopione w naszym delikatnym mięsku.

Co do gry aktorskiej - dupy nie urywa. Na pewno Brad Pitt i siła jego nazwiska przyciągnie sporą rzeszę ludzi do kin i pozwoli zarobić parę/paręnaście baniek więcej. Sam Brad jednakże, mimo klasy jaką prezentuje i sympatii jaką go darzę, nie pokazał niczego wielkiego. Ot, odstawił solidne rzemiosło i zrobił to, czego od niego oczekiwano. Trzeba przyznać jednak, że takie "horrorowate" klimaty z Zombiakami są ciężkim polem do popisu zdolności aktorskich. Lepsze wrażenie wywarła na mnie grająca Izraelkę z Jerozolimy Daniella Kertesz, dla której był to debiut na wielkim ekranie. Nieźle wypadła przed kamerą, no i prezentuje (w mej skromnej opinii) nieprzeciętną urodę. ; )

Reasumując, konserwatywnych fanów produkcji z nieumarłymi "World War Z" na pewno nie usatysfakcjonuje, randomów którzy stykają się z tego typu rzeczami raz na dekadę na pewno tak. Mi wypada tylko żałować, że nie postawiono na bardziej wyrazistą i bardziej skrajną wersję, a zamiast tego zdecydowano bardziej nabić sobie kabzę i zadowolić niedzielnych fanów Zombiaków.

niedziela, 17 czerwca 2012

Nieżywi Żydzi

Po dosyć długiej przerwie spowodowanej urlopem i nauką, przedstawię Wam krótko moje ostatnie odkrycie: "Noc żywych Żydów". 


Jest to krótkometrażowy, ironiczny twór z gnijącymi Żydami w rolach głównych. W czasie wojny nazistowski naukowiec (Mengele?) stworzył wirus, który zawarty w jedzeniu miał zabić wszystkich Żydów. Rzecz jasna ten niezbyt chwalebny projekt się nie powiódł, czego efektem są żydowskie zombiaki. Kończąc powoli, powiem że ten film należy traktować bardziej jako ciekawostkę, aniżeli dzieło sztuki, ponieważ wszystko ma tu zabarwienie humorystyczne. Zrobiony niskim nakładem finansowym twór, trwa jedynie 20 minut(jest na Youtube) i myślę, że może być dobrym urozmaiceniem pomiędzy oglądaniem nocy, czy innej ziemi żywych trupów. To trzeba zobaczyć i samemu wyrobić sobie opinię. Ja umiarkowanie polecam.
I pamiętajcie - strzeżcie się pejsów!

poniedziałek, 7 maja 2012

Jak zabić Zombie?

W dniu dzisiejszym specjalny poradnik dla ocalałych z przyszłej Apokalipsy, jak zabić Zombie oraz jak poradzić sobie w kryzysowej sytuacji.

Zabicie Zombiaka to nic trudnego. Tak jak wskazuje chociażby adres mojego bloga, trzeba po prostu celować w głowę. Jeżeli mamy broń palną, po prostu odstrzelmy niemilcowi głowę, a jeżeli nie - po prostu mu ją odrąbmy/zatłuczmy etc. Trzeba robić tak:

Pamiętajcie, aby absolutnie nie robić tak:

Masakrowanie tułowia Zombiaka nic nie daje - dalej jest groźny i dalej chce zjeść nasz mózg. W ostateczności, jeżeli nie mamy innego wyboru możemy unieszkodliwić jego nogi, aby nie mógł nas dogonić.
Broń to podstawa w wypadku Apokalipsy. Bez niej niestety, ale prawdopodobnie zaczniesz lubić świeże, surowe mięso...

Kolejny krok to kryjówka. Koniecznie trzeba znaleźć sobie bezpieczną kryjówkę, najlepiej otoczoną murem/płotem/drutem kolczastym - czymkolwiek. Może to być na przykład centrum handlowe, tak jak w przypadku "Świtu żywych trupów". Apokalipsa Zombie to nieustanne szukanie nowych, bezpiecznych schronień. Bądźmy więc przygotowani na koczowniczy tryb życia i konieczność podejmowania szybkich decyzji odnośnie schronienia. Dodatkowym elementem, który przyczyni się do naszego przetrwania, jest miejsce owej kryjówki - najlepiej zaszyć się na wsi, lub w małym miasteczku: pamiętajmy że mieszkańcami dużych miast są już tylko Zombiaki.

W pojedynkę nic nie zdziałamy. Szukajmy innych ocalałych, dawajmy sygnały że żyjemy, najlepiej umieszczając na naszej kryjówce napisy zachęcające innych żywych do zajrzenia do nas i połączenia sił. Dzięki większej liczbie rąk mamy większą siłę ognia oraz więcej osób do szukania niezbędnych do przeżycia zapasów.
                                                        Dobry team to podstawa


Gdy nadejdzie Apokalipsa najlepiej trzymajcie się blisko mnie, razem przetrwamy, wyrzeźnimy wszystkich i odbudujemy ludzką rasę ;)




Na koniec odpowiedzcie sobie na to bardzo ważne pytanie poniżej:

Ar u prepared?

wtorek, 1 maja 2012

Król George vol.3

Nadszedł czas na ostatnią część cyklu poświęconego twórczości George'a Romero.

Mamy rok 2007, na świat wychodzi dziecko George'a o nazwie "Kroniki żywych trupów."



Film przedstawia losy studentów szkoły filmowej, którzy zmuszeni są do zmierzenia się z plagą Zombie. Akcja, pierwszy raz u Romero, przedstawiana jest z perspektywy 1 - szej osoby, tzn. wydarzenia rejestrowane i pokazane są za pomocą kamery jednego z bohaterów. Takie samo rozwiązanie zastosowano chociażby w REC - u. I tu moim zdaniem Król strzelił sobie w stopę - taka forma narracji ma znakomity potencjał w horrorach, aby wywoływać u ludzi zawał serca. Niestety, Romero z tego nie skorzystał i właśnie grozy oraz dynamicznej akcji, mi w tej produkcji zabrakło. Dla fanów - obowiązkowo, dla reszty niekoniecznie.


Dwa lata później jesteśmy świadkami premiery "Survival of the Dead". Mała wysepka u wybrzeży USA. Dużo Zombiaków i... partyzanci, którzy im się przeciwstawiają. Ponadto ukazanie, że Zombie nie trzeba tylko zabijać, można je także wykorzystywać do swoich celów (więcej nie zdradzę). Jako podsumowanie można śmiało przytoczyć ostatnie zdanie, którego użyłem w opisie "Kronik...", jednakże chyba w przypadku "Survivalu..." podział na odbiorców jest jednak bardziej uwypuklony.

I niestety "Survival" jest na razie ostatnim filmem Romero. W próżni znajduje się niezwykle ciekawy, zapowiedziany w 2010 roku projekt "Diamond Dead". Film ma opowiadać o dziewczynie wybranej przez Śmierć do zabicia 365 osób w ciągu roku. Aby to zrobić, chce zorganizować koncert zespołu swojego chłopaka, którego członkowie... nie żyją od ponad roku. Fabuła brzmi nieźle, ale popatrzcie na obsadę: Marilyn Manson, David Bowie, Gwen Stefani, Johnny Deep, Ozzy Osbourne - jak dla mnie cud malina! Niestety, premiera miała nastąpić w 2011, została przełożona na 2012, ale o filmie na razie cisza... Miejmy nadzieję, że się uda.


I to tyle na temat Zombiaczej twórczości George'a Romero ; ) Nie będę się rozpisywał w zakończeniu, napiszę tyle, że sztuka Zombie jest bardzo specyficzną, nie dla wszystkich przeznaczoną. Jeżeli jesteś fanem i Cię to jara, Mój Drogi Czytelniku, to zbadaj każdą z wymienionych przeze mnie produkcji( i śmiało dodaj z 3 punkty w 10 stopniowej skali do recenzji jakiegoś Zombiakowego laika), natomiast jeżeli nie - spróbuj, może wciągną Cię te klimaty i zostaniesz moim cennym sprzymierzeńcem w walce z Plagą...

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Król George vol.2



Nadszedł czas na kontynuację opowieści o Panu Romero! ; ) Dla przypomnienia - skończyliśmy na "Świcie żywych trupów", czas więc na:






"Dzień żywych trupów", produkcję która wyszła na świat w 1985 roku, będąc zwieńczeniem trylogii o Zombie, które atakują o różnych porach dnia. Co o filmie? Wzbudził on dość mieszane uczucia wśród widzów oraz krytyków - ci drudzy nie przyjęli zbyt ciepło tego filmu. Szczerze mówiąc, zaskoczyły mnie te opinie, gdyż moim zdaniem jest to zgrabne zakończenie historii, dodatkowo zawierające to co lubię: "Ostatni Bastion Ludzkości" (fajnie byłoby kiedyś do niego należeć ;) ). Nie będę Wam zdradzał fabuły, sami zobaczcie jaki los spotkał ostatnich żywych ludzi, dodam tylko na zachętę, że był to najkrwawszy film o Zombie jaki wtedy się ukazał!

Król przyzwyczaił nas do tego, że trzeba naprawdę długo czekać na jego filmy - niespodzianki nie było i w tym przypadku, gdyż Romero chwycił za kamerę dopiero po 20 latach, tworząc "Ziemię żywych trupów", w roku 2005.

Nie ma już żadnej nadziei dla ludzkości - cały świat został opanowany przez Zombie(które nie są bezmyślnymi trupami, potrafią się komunikować), a garstka która ocalała, chroni się w niewielkich, odgrodzonych od świata miasteczkach, które wyglądem przypominają slumsy. Niektórzy z nich osadzili się nawet w luksusowych apartamentowcach i żyją jak gdyby nigdy nic, nie przejmując się losem innych. Jak zapewne się domyślacie sielanka nie trwa długo ; ) Film mimo niezłej obsady: m.in. Denis Hopper, John Leguizamo, osobiście mnie nie porwał i uważam go za gorszą produkcję niż wydany mniej więcej w podobnym czasie remake "Świtu żywych trupów" w reżyserii Zacka Snydera.

O kolejnych filmach Romero w kolejnej części, która już niebawem! ; )

wtorek, 24 kwietnia 2012

Król George



George Romero – król Zombie. Tak najkrócej można podsumować tę kultową już postać. To właśnie on jako pierwszy użył wizerunku Zombie jako żywych trupów, umarłych powracających z zaświatów, aby zjeść mózgi pozostałych żywych ludzi. A jak zaczęła się wspaniała historia tego obecnie już 71 – latka?
Romero przygodę z kamerą rozpoczął już wieku 14 lat. Była to wprawdzie kamera amatorska, bo domowa, jednakże dzięki niej na świat wyszedł film krótkometrażowy pt. “The Man from the Meteor”. Co ciekawe, podczas nagrywania filmu młody reżyser został zatrzymany przez policję, z powodu sceny, w której płonąca kukła zrzucana jest z dachu budynku.
Na kolejne dzieło George'a I zarazem jego pierwszy profesjonalny film przyszło czekać aż 14 lat. Czyli pierwszy obraz z Zombiakami Romero zrobił w wieku 28 lat, co jest dla mnie faktem pocieszającym – mam na to jeszcze 8 lat ; ). W roku 1968 do kin zawitała “Noc żywych trupów”. Obraz, który zrewolucjonizował gatunek horrorów. Film obowiązkowy dla fanów, dla reszty może niekoniecznie – nie oszukujmy się, ale efekty są dość prymitywne, ale przecież to był rok 68'. W skrócie – chodzi o promieniowanie, które zostało spowodowane wybuchem amerykańskiej rakiety w kosmosie, przez co potomkowie Jankesów wstają z grobu. Warto go zobaczyć, gdyż to nie tylko wyjadanie mózgów I rzeźnia, ale również ukryte aluzje polityczne, społeczne. Bohaterem głownym był czarnoskóry mężczyzna, co w tamtych pełnych rasizmu czasach było nie do pomyślenia.

                                                         
W 1978 roku powstała natomiast kontynuacja “Nocy...” , czyli “Świt żywych trupów”. Pierwszy film o Zombie, który osiągnął ogromny sukces komercyjny – zarobił aż 40 milionów dolarów, co na tamte czasy było sumą horrendalną. Jeżeli chodzi o fabułę – Zombie zaczynają opanowywać świat, a 4 osób – 2 policjanów I małżeńska para dziennikarzy barykadują się w centrum handlowym. To dzieło doskonale prezentuje to, co dzieje się z ludźmi kiedy stają przed sytuacją zmiany całego porządku świata, gdzie nie ma żadnych zasad ani praw.
Po "Świcie..." George znowu zrobił sobie przerwę i na jego naprawdę dobry film o Zombie przyszło nam czekać do 2005 roku, ale o tym kiedy indziej. ; )
CDN.

niedziela, 22 kwietnia 2012

Dead Set



Na "Dead Set" natrafiłem zupełnie przypadkowo, gdy napadł mnie szał szukania filmów o Zombie. Podszedłem do tej produkcji nieco sceptycznie, jednakże żeby już nie trzymać Was w jakże wielkim napięciu, czy dobrze zrobiłem wyszperawszy to, zaznaczę na wstępie i to wersalikami: BYŁO WARTO.

"Dead Set", w polskim tłumaczeniu "W domu zombie" to  mini - produkcja ( naprawdę mini; całość zawiera się w 5 odcinkach, które trwają razem tylko nieco ponad 2 godziny), którą wyprodukowano w 2008 roku, w ojczyźnie Shakspere'a i Rooneya. Fabuła i wydarzenia są oczywiste: kolejni ludzie łapią "zombijną" infekcję i zamieniają się w śmierdzące i wręcz kurewsko ( bo ile można wpieprzać?) głodne Żywe Trupy. Co do samych Zombiaków, mamy tu ich wersję hard, której boję się w przypadku prawdziwej apokalipsy: to nie są znane chociażby z " The Walking Dead" szwendacze, to są prawdziwi biegacze! Są szybkie i mogą z łatwością dogonić ludzi szybkim i przy ich braku pulsu, zadziwiająco żwawym biegiem. Ciężki przeciwnik, nie ma co. Tak ciężki, że wyżyna prawie wszystkich ludzi, a jeden z ostatnich bastionów ludzkości (uwielbiam ten zwrot) znajduje się w domu Wielkiego Brata, czyli popularnym "Big Brotherze". Bohaterami serialu są ludzie uczestniczący w tym programie ludzie, więc w niektórych przypadkach średnio ogarniający świat (beka z nich). Co do klimatu serialu - jest boski. Oglądajcie go tylko w ciemnościach i ze słuchawkami, obowiązkowo! Największe wrażenie wywarł na mnie ostatni odcinek, wgniótł w fotel. Fatalizm sytuacji niemalże wylewał się z ekranu i było wiadomo, że dobre zakończenie nie jest możliwe, a jako że nie przepadam za happy endami, zaliczam to zdecydowanie na plus. Co więcej, główna bohaterka także powinna skłonić Was ( a przynajmniej męską część) do obejrzenia "Dead Set", bo ma słodki głos, akcent i cała jest słodka i ładnie ubija Zombiaki <3

OCENA: 8+/10

Trailer na zachęcenie: